(Prawie) idealny prawnik na etacie. Część 2. Czyli jak awansować i zarabiać więcej.

Jeżeli nie czytałeś jeszcze pierwszej części tego materiału, to myślę, że warto od niej zacząć.

Jeżeli przeszedłeś „jedynkę” i zabierasz się za „dwójkę”, najprawdopodobniej masz już otwarte oczy na siebie i na zawodowe otoczenie i jesteś gotowy na nie-stanie-w-miejscu.

Przechodząc do konkretów.

Jak więc zostać bardzo dobrym prawnikiem na etacie?

Można to zrobić w tych prostych kilku krokach. W sześciu krokach.

Krok pierwszy. Nauczyć się chodzić.

Oczywiście, że pierwszym krokiem jest nauczyć się chodzić. Sprawnie się poruszać po terenie własnych obowiązków. W różnym tempie, ale zawsze do przodu. Czasem tylko robiąc krok w tył, żeby później móc dać dwa kroki do przodu. Maszerować tak, aby co chwilę nie potykać się o własne nogi.

Potknięcia oczywiście się zdarzają i to nawet najlepszym. Bez tego nie ma chodzenia. De facto, jeśli nie ma potknięć, to coś jest nie tak. One muszą być i to jest normalna sprawa, ważne jedynie, żeby szybko wracać do marszu.

Odchodząc od tej kroczącej metafory, pierwszą rzeczą zawsze będzie sprawne i profesjonalne wykonywanie swoich obowiązków. Jak ten proces przyspieszyć i jak go ułatwić? Temat rzeka. Dziś do tej rzeki w szczegółach nie wchodzimy. Warto pewnie zacząć od właściwej postawy, czyli tego, aby każdego dnia być gotowym do drogi, niezależnie od pogody. Musi nam się chcieć iść i iść, coraz dalej.

Krok drugi. Pytać o cel, do którego zmierzamy.

Gdy w pracy dostajesz do wykonania zadanie, czasem nie jesteś pewien, o co w nim do końca chodzi. Jaki jest jego cel? Jaki jest kontekst tego, że ktoś podjął decyzję o wdrożeniu tego zadania? Szczególnie w naszej prawniczej codzienności ma to duże znaczenie, żeby wiedzieć jakie są założenia w szerszym, biznesowym kontekście, jakie są obawy osoby zlecającej i jakie są dotychczasowe doświadczenia w danej materii.

Podstawowe pytanie zawsze jest podobne – co chcemy osiągnąć danym zadaniem czy projektem.

Sam nie raz straciłem bezpowrotnie wiele godzin, zmierzając w niewłaściwym kierunku. Pracowałem bez dokładnego poznania celu i kontekstu zlecenia. Nauczyłem się wtedy pytać o cel, nie tylko wtedy, gdy go nie znałem w ogóle, ale też, gdy niby go znałem, ale nie byłem pewny na 100%.

Czasem warto zapytać, czy raczej potwierdzić cel, który wydaje nam się wręcz oczywisty. Możemy się zdziwić jaką odpowiedź otrzymamy.

Zdarzało mi się, że zleceniodawca miał coś zupełnie innego na myśli, a ja w swojej głowie nadinterpretowałem cały kontekst sytuacyjny i kluczowe założenia. Takie pytania potwierdzające okazały się dla mnie najprostszą drogą, do niemarnowania czasu i osiągnięcia zamierzonych rezultatów.

Zanim zacząłem trzymać się tego sposobu, szczególnie przy konstruowaniu nietypowych projektów umów, podświadomie kierowałem się swoją wizją sposobu wykonania zlecenia. Często przygotowywałem projekt na podobieństwo wcześniejszych moich doświadczeń, które wydawały mi się w jakiś sposób podobne. Czyli zadania nieprecyzyjnie nazwane przemieniałem w nazwane precyzyjnie.  

Zadawanie pytań wymaga oczywiście pewnych umiejętności. Żeby się do tego dobrze przygotować, warto wcześniej zrobić wstępny research i mieć już w głowie zarys tego, jak zamierzamy wykonać zadanie i jakie mogą być przed nami wyzwania. Nikt nie lubi być atakowanym pytaniami po sto razy w niepoukładany sposób. Warto zebrać, pogrupować pytania i wtedy dopiero je odpowiednio zaadresować. Nie zawsze się da w 100% to zrobić, ale warto próbować.

Ktoś kiedyś powiedział, że:

jak się zadaje pytanie, to jest się głupim tylko raz, a jak się w ogóle nie pyta, jest się głupim cały czas.

Ktoś Mądry

Coś w tym jest.

Krok trzeci. Zacząć szukać nowych tras.

Szukać i dostrzegać nowe obowiązki i zadania. Mam tu też na myśli wartość dodaną, którą możesz dać swojemu szefowi, ale też współpracownikom. Zacząć dawać więcej niż się od Ciebie oczekuje. Żeby zacząć to robić, trzeba być już po pierwszym kroku opisanym wyżej, mieć swoje zadania wykonywane przed czasem (wiem, jak to jest czasem niełatwe) i ponownie zacząć zadawać pytania, odmienne jednak niż te z kroku nr 2.

Pytać szefa, pytać współpracowników: W czym mogę jeszcze pomóc? Co jeszcze mogę zrobić?

Czyli być PROaktywnym.

Nie czekać aż ktoś zacznie za Ciebie tworzyć porywającą historię rozwoju Twojej kariery, tylko samemu zacząć ją pisać.

Najprostszy sposób to właśnie zadawać pytania, najlepiej we właściwym momencie. Pokazujesz wtedy, że wyrobiłeś się ze swoją pracą, że jesteś sprawny w tym co robisz i że możesz jeszcze dużo więcej.

Jeżeli już konkretnie wiesz co chciałbyś robić dodatkowo, wiesz już co mogłoby być tą wartością dodaną, możesz zapytać wprost o ten obszar, pamiętając, że warto uzmysłowić szefowi co on, czy firma na tym zyska.

Zwłaszcza w obecnej sytuacji, częściowego zamykania i ograniczania gospodarki w związku z COVIDem, jest wiele do zrobienia. Jest to czas zmian, na których także Ty możesz skorzystać.

Krok czwarty. Pamiętać, że nie idziesz sam.

Czy nam się nam to podoba, czy nie, my prawnicy w większości jesteśmy indywidualistami i tzw. ZeteSami, czyli Zosiami Samosiami, robiącymi wszystko sami i po swojemu. Budujemy etos ZeteSa, czym szkodzimy sobie sami i naszemu otoczeniu.

ZeteS potrzebuje zrozumieć, że nie jest sam, co ma wielowymiarowe znaczenie.

ZeteS potrzebuje przyjąć do wiadomości, że oprócz celów ZeteSa, są także cele „zasadnicze”. Cele firmy w której pracuje, czy jeszcze dalej idąc cele klienta. Warto poznać te cele, aby lepiej kierować swoimi własnymi działaniami.

Warto poznać też zależności, które się składają na to, że pewne rzeczy, pewne procedury i działania są ułożone w firmie w taki, a nie inny sposób i umieć się do tego dostosować.

Zwróć uwagę, że dobry i doceniany długodystansowy in-house, jest tak cenny dla swojej organizacji właśnie dlatego, że doskonale wie jak to jest wszystko poukładane. Gdyby ten in-house ZeteS robił wszystko po swojemu, w oderwaniu od kontekstu w jakim funkcjonuje, jego notowania nie byłyby tak optymistyczne.

Nie jestem sam oznacza także, że trzeba umieć prosić o pomoc lub delegować. Najlepiej we właściwym momencie, czyli z reguły, zanim zorientujemy się, że działanie w pojedynkę będzie Mission Impossible do potęgi.

Krok piąty. Iść z uśmiechem na twarzy.

Często nam prawnikom, wydaje się, że musimy być do bólu poważni, bo inaczej nie jesteśmy profesjonalni.

Że musimy być bezwzględni, zimni i jeszcze kilka takich przymiotników można wstawić. Sam je wymyśl.

Być może tak być musi.

Z moich obserwacji wynika jednak, że warto do tej naszej poważnej pracy podchodzić z pogodą ducha, życzliwością i nastawieniem, że wszystko da się zrobić.

Życzliwością nie tylko dla swoich współpracowników, klientów, ale też dla osób, które wydają się stać po drugiej stronie barykady. Jakoś to zawsze procentuje, a jak nie zaprocentuje, to z pewnością nie przyniesie negatywnych konsekwencji. Może poza zakłopotaniem na twarzy osoby, która nie była gotowa na Twoją uprzejmość. 

Krok szósty. Pamiętać, że różnych kroków jest jeszcze bez liku.

Ciężko byłoby opisać, czy choćby wymienić je tutaj wszystkie.

Nie da się też wykonać wszystkich kroków za jednym razem. Stawiaj je jeden po drugim, pamiętając, że jak coś nie zadziała na początku, to być może zadziała po kilku próbach.

Przyszedł czas na podsumowanie.

Wystarczy tych kroków na dzisiaj.

Oczywiście jest tak, że niezależnie jak zgrabne czy zdecydowane kroki robimy, trafiamy czasem pod ścianę czy wręcz do labiryntu, z którego wydaje się nie być wyjścia. Warto pamiętać, że zawsze coś da się zrobić.

Pomyśl przez chwilę.

Pamiętasz, żebyś jakiemukolwiek klientowi czy swojemu szefowi, kiedykolwiek powiedział, że nic się już nie da zrobić i że w ogóle nie ma po co szukać rozwiązania?

No właśnie. Tak myślałem.

Dla siebie zawsze też znajdziesz rozwiązanie.

Wygląda na to, że to tyle.

Daj znać, jakie są Twoje sposoby na bycie lepszym pracownikiem.

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments